Spotkanie zaprzyjaźnionych zespołów, wielkie piłkarskie święto na Stadionie Śląskim i... istny pogrom. Wisła Kraków przejechała się po Ruchu Chorzów w pierwszoligowym hicie i zmazała plamę po zeszłotygodniowej porażce ze Zniczem. – Byliśmy groźni praktycznie w każdym ataku. Duże słowa uznania dla naszych zawodników oraz kibiców – stwierdził po ostatnim gwizdku trener Jop.
Mecz Mistrzów, bo tak we wszelkich akcjach marketingowych zapowiadany był sobotni pojedynek Ruchu z Wisłą, przyciągnął na trybuny aż 53 293 widzów. To oczywiście najlepsza frekwencja w całej polskiej piłce klubowej w XXI wieku.
Mamy drugą największą frekwencję w historii drugiego szczebla ligowego w Polsce. Około 53 000 widzów na meczu Ruch-Wisła w 1. lidze!
Prawie zawsze kluby z taką frekwencją awansowały w takim sezonie do Ekstraklasy#MeczMistrzów pic.twitter.com/eMeAL9kWu8— AbsurDB (@DbAbsur) February 22, 2025
Jak wyliczył jeden z dziennikarzy Weszło, tylko jedenaście europejskich klubów, występujących na drugich poziomach rozgrywkowych w swoich krajach, osiągało w tym wieku wyższy wynik frekwencyjny. Na owej liście znalazły się uznane marki, takie jak Schalke, Hertha Berlin czy Napoli.
Ruch i Wisła zagrali o pierwsze zwycięstwo na wiosnę
Dla obu zespołów rozpoczęła się ona od lekkiego falstartu. Wisła przed tygodniem – mimo że przeważała u siebie nad Zniczem – przegrała. Tym samym nie zdołała wykorzystać potknięć pozostałych zespołów i wskoczyć do strefy premiowanej grą w barażach. Ruch co prawda w minionej kolejce nie przegrał, ale także nieoczekiwanie zgubił punkty – i to w Siedlcach.
Zarówno ekipa z Chorzowa, jak i ta prowadzona przez Mariusza Jopa miały więc coś do udowodnienia.
Pogrom… deklasacja… kompletna demolka
Spotkanie zdecydowanie lepiej rozpoczęło się jednak dla przyjezdnych, którzy od pierwszego gwizdka kontrolowali grę i nie pozwalali przeciwnikowi na zbyt wiele. Swoją przewagę udokumentowali oni błyskawicznie, bo już w piątej minucie, kiedy to bramkarza Ruchu pokonał młodzieżowiec Mariusz Kutwa.
Ale po tym trafieniu boiskowy obraz się nie zmienił. Wisła dalej atakowała i już kilkanaście minut później – za sprawą niezawodnego Rodado – podwyższyła prowadzenie. W doliczonym czasie pierwszej połowy swojego gola dołożył jeszcze drugi z Hiszpanów – Angel Baena.
Gospodarze wyglądali mizernie, do przerwy oddali oni zaledwie jeden strzał, w dodatku niecelny. Schodzących do szatni piłkarzy pożegnały głośne gwizdy. Zapowiadało się na pogrom.
W drugiej części meczu, a zwłaszcza na jej początku, podopieczni Dawida Szulczka nieco się rozbudzili. Byli agresywni i stworzyli sobie kilka okazji. Spokojnie mogli złapać potrzebny tlen, tak się jednak nie stało. Zamiast tego były kolejne bramki dla Wisły. Dwukrotnie do siatki trafiał jej kapitan. Rodado ustrzelił tym samym pierwszego hat-tricka w tym sezonie oraz wysunął się na prowadzenie w klasyfikacji strzelców.
Mecz przyjaźni był dziś wyłącznie na trybunach. Na boisku – DEKLASACJA.
Stadion Śląski widział już w tym sezonie kilka jednostronnych spotkań, tyle że zawsze na korzyść Ruchu (6:0 z Odrą Opole czy 5:0 z Chrobrym).#RCHWIS pic.twitter.com/OnMamScXWE
— Dawid Dreszer (@dresiu04) February 22, 2025
„Przeżyliśmy koszmar”
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Szulczek nie krył rozczarowania rozmiarami poniesionej porażki. – Wszyscy wokół stanęli na wysokości zadania: organizatorzy meczu czy szczególnie kibice. My natomiast niestety tego nie zrobiliśmy. Mecz ułożył się fantastycznie dla Wisły, której wychodziło wszystko. Nie dostosowaliśmy się do tego poziomu.
Przeżyliśmy koszmar. Są to pierwsze punkty, które straciliśmy na Stadionie Śląskim za mojej kadencji i od razu pierwsze w takim stylu. Widzimy wszyscy, jakie panują nastroje – mówił szkoleniowiec Ruchu Chorzów.